Tomek Jest damą, czyli Jak WYGLĄDA ŚWIAT DRAG QUEEN?

Na spotkanie umówiłam się z Tomkiem, lecz zamiast niego przyszła wytworna Madamme Zula. – Tomek czasem zostaje w garderobie – mruga do mnie pomalowanym okiem diva. Patrzę na siebie – dżinsy, bluza, płaskie buty. Boję się wstać, Zula jest wysoka, a do tego ma jeszcze obcasy, na oko 15-centymetrowe. Co ona o mnie pomyśli? Pewnie że nic nie wiem o tym, jak to jest być kobietą…

ZDJĘCIA: Paweł Janczak


Madamme Zula jest artystką. Występuje na scenie, robi profesjonalne drag queen show. Wypracowała swój niepowtarzalny styl. Każdy występ to inna bajeczna kreacja, nie do pomyślenia jest dla niej, by pojawić się na scenie dwa razy w tej samej sukni. – To przecież brak szacunku dla publiczności – stwierdza z pełnym przekonaniem w głosie.

– Moje występy są pełne światła, dobrej muzyki. Staram się przekazać dużą dawkę pozytywnej energii, tak żeby wszyscy się świetnie bawili.

Jej największym atutem jest doskonała figura. Zula jest szczupła, wysoka i ma piękne, kształtne piersi. Marzenie niejednej dziewczyny. – Chyba nie zaprzeczysz patrząc na mnie, że jestem 120-procentową prawie kobietą? Porozmawiajmy więc jak kobiety. Zdradzę ci tajemnicę poliszynela. Te cycki są oczywiście sztuczne – mówi głośno i bez ogródek.

Zula to tak naprawdę Tomek. I tak się przedstawił przy pierwszej rozmowie. Dodał jednak od razu, że już prawie nikt ze znajomych nie używa jego imienia. Zula zdominowała jego życie, jest nią już nawet na co dzień. Formy żeńskie są dla niego zawsze mile, choć nie ma problemu, gdy ktoś się pomyli.

Nie jest transseksualistą, nie chce zmieniać płci. Zula to pewna rola, a przebieranie się w damskie szałowe ciuchy daje mu satysfakcję. – To część mojej osobowości – podkreśla.

Początek Zuli

– Gdybym nie udzielała wywiadów, to prawdopodobnie już bym zapomniała o tym, jak to się zaczęło. – śmieje się. – Sporo czasu minęło…

Pytanie o wiek nasuwa mi się mimowolnie, Zula od razu kręci głową: – Powiedzmy, że jestem już dojrzałą kobietą o doskonałym wigorze. Jak Amanda z „Seksu w wielkim mieście”, więc wyobraź sobie. Zaczynam już nawet myśleć o pierwszym botoksie!

Lata temu na urodzinach znajomego DJ-a Tomek postanowił dla żartu się przebrać. Z szafy swojej matki wyjął bardzo nietwarzową oliwkową garsonkę, na placu Piastowskim w Bydgoszczy kupił tanią perukę. – Jak widać, do dziś ten żart trwa, lecz już w lepszym stylu – komentuje.

Solenizant był zachwycony, zaproponował nawet, by Tomek dał swój popis w klubie na osiedlu Leśnym, obok Czarnego Kota. Wystąpił w laczkach na wielkim obcasie, w rozciągniętym białym swetrze, pod którym schował swój pierwszy sztuczny biust zrobiony z balonów.

– To było straszne – wspomina ze śmiechem. – Przez te balony mój pierwszy pseudonim brzmiał… nie wiem, czy mogę, powinnam się wstydzić… Cycofon. Na szczęście nie przyjął się! Madamme Zulę wymyślili ludzie z jednego z największych gayclubów w Polsce. Po tym śmiesznym bydgoskim występie dostałam od nich propozycję prawdziwego show w Narangaset, w Łodzi. Wyszło to zupełnie przypadkiem, po prostu właściciel knajpy widział mnie wtedy z tymi balonami na scenie. Najwyraźniej od razu zabłysnął mój talent. Pojechałam do Łodzi, a tam wisiały już plakaty zapowiadające mój występ. Ech, łezka w oku, piękne czasy i oficjalny początek Zuli.

BYCIE ZULĄ NA STO PROCENT

Po Łodzi była Warszawa, Poznań, Sopot, a wkrótce cała reszta Polski.

– Nie uwierzysz, jak to się szybko potoczyło. W pewnym momencie to wszystko zaczęło już mnie nawet przerastać. Pracowałam wtedy w restauracji, a tu nagle w jednej z bydgoskich gazet artykuł o mnie i moje zdjęcie na całą stronę. Zrobiło się głośno, przejmowałam się, co będzie, gdy ktoś mnie rozpozna… I to był ten moment, kiedy trzeba było odpowiedzieć sobie na pytanie: wchodzę w to czy nie? Sama widzisz, jaka była odpowiedź. Zrezygnowałam z pracy. Zresztą co tu ukrywać, z czterech występów miałam większą kasę niż normalnie przez cały miesiąc w restauracji.

Tomek zaczął angażować się w bycie Zulą na sto procent, to właśnie wtedy zdominowała jego życie. – Teraz powiem tak, jakbym miała rozdwojenie jaźni, ale nie traktuj wszystkiego poważnie – ostrzega z uśmiechem.

– Tomek kocha Zulę całym sercem, ona jest dla niego wszystkim, to jego miłość życia. A Zula kocha pióra, cekiny, muzykę, scenariusze i sztukę. Show must go on.

Zula gościła w telewizyjnych programach, udzielała wywiadów, wspomina też limuzyny, hotele i gwar. Miłe czasy, ale w pewnym momencie wszystkiego już było za dużo. Postanowiła więc uciec, odpocząć i nabrać sił. Jej chłopak dostał propozycję pracy w Wielkiej Brytanii, wyjechali więc razem. Minął tydzień, miesiąc i nagle okazało się, że są tam już prawie dwa lata.

– Myślałam, że już nie potrafię żyć normalnie, pracować bez tego całego zgiełku, który mnie męczy, ale jednak daje adrenalinę. A mimo to wróciłam do spokojnego trybu. Doskonale sobie radzę pracując w jednej z największych sieci hoteli. Namierzyła mnie jednak polonijna prasa i zagraniczni fotografowie. Zostałam doceniona jako fotomodelka. Tu, do Bydgoszczy, przyjeżdżam raz na jakiś czas.

TO NIE JEST DLA WSZYSTKICH

Rozmawiamy o planach na życie. Kiedyś Zula chciała założyć szkółkę, kabaret drag queen dla młodych ludzi, którzy chcieliby się tym zająć. To nie jest takie proste, jak się wydaje. Artystka podkreśla, że nie każdy da sobie radę. Trzeba być pewnym siebie, mieć zdolności, czar w sobie. I uwielbiać ten klimat.

Tutaj nikt się nie oszukuje, oczywiście że jest to kicz. Ale za to jak efektowny! Wszystko, o czym Zula mówi, widzę przed sobą.

Pytam, jaki naprawdę jest ten ich świat. Czy faktycznie to głowie to, co widać: makijaż, cekiny, imprezy? Zula odpowiada od razu: – Ten świat jest kolorowy, musi taki być, inaczej nie byłoby zabawy! My prywatnie jesteśmy bardzo pozytywnymi ludźmi, lubimy żartować wszędzie i ze wszystkiego. Z naburmuszonej pani na poczcie czy z parówek w mięsnym, razem z ekspedientką. Jeśli nie masz dużego poczucia humoru i dystansu do siebie, nie możesz zostać Drag Queen.

– Obecnie wielu chłopaków startuje w organizowanych konkursach Drag Queen, 99 procent z tych osób liczy tylko na łatwe pieniądze – wyjaśnia Zula. – Dają z siebie naprawdę mało, a to już nie te czasy, kiedy wystarczyło ubrać się w starą garsonkę matki. Poprzeczka jest bardzo wysoko. Kiedy ja zaczynałam, w sklepach nie było tylu pięknych materiałów, bogactwa kosmetyków. Kojarzysz jedną z najlepszych w tej profesji Drag Queen, Drugą Marylę, obecnie sobowtór Maryli Rodowicz? Przyjaźnimy się, w dawnych czasach to m.in. ona musiała mi przywozić profesjonalne kosmetyki z Berlina, bo tu nic nie było.

CZY BLONDI JEDZIE BEZ BILETU?

W rozmowie pojawia się wątek rodziny. Już samym pytaniem sugeruję Zuli, że pewnie nie było łatwo. Szybko wyprowadza mnie z błędu: – Nieraz o tym wspominałam, mamy normalne relacje w rodzinie. Nie wiem, czego się wszyscy spodziewają? W domu mówiłam otwarcie, że idę do pracy, bo przecież to praca. Według mnie taka, jak każda inna. Nie kradnę, nic złego nie robię, wręcz przeciwnie, daję innym radość. Kocham ludzi i oni to odwzajemniają. Wiem o tym, że to kontrowersyjny temat i część ludzi pewnie myśli, że na każdym kroku spotykam się z jakimiś przejawami nietolerancji. Może jestem szczęściarą, ale mnie to nie dotyczy. Wszyscy są bardzo mili. Miałam mnóstwo przyjemnych sytuacji i ani jednej złej. Kiedyś kontroler biletów w autobusie rozpoznał mnie, to było zaraz po programie Ewy Drzyzgi, w którym występowałam. Często też jeżdżąc pociągami żartuję z konduktorami, kiedy trzymam na siedzeniu perukę, a oni pytają, czy ta blondi jedzie bez biletu.

Możesz nie wierzyć, ale tak właśnie jest. Ta dobra energia wraca do człowieka, wszyscy mnie kochają!

Tekst publikowany był w miesięczniku
Miasta Kobiet, wydawanym przez Express Media/Polska Press Grupę.