Seks online – dlaczego kobietom jest łatwiej?

Stereotypy podpowiadają nam, że na czatach czy portalach erotycznych siedzą samotni, nieatrakcyjni mężczyźni. Z badań natomiast wiemy, że może być tam dużo więcej kobiet. I one wcale nie czekają, raczej skutecznie wychodzą z inicjatywą.

Rozmowa z seksuologiem i psychologiem Bassamem Aouilem

ZDJĘCIE: Victoria Heath 


Czytałam, że około 30 procent ludzi przynajmniej raz w życiu uprawiało seks z kimś poznanym w internecie.
Według mnie ten procent może być wyższy. Na pewno mnóstwo ludzi poznaję się w sieci. Obecnie nie mamy warunków do tego, by zgodnie z poprzednimi schematami budować jakieś relacje. Nie mamy kiedy, bo pracujemy od rana do nocy. Mężczyznom jest w tym względzie łatwiej, mogą bez zbędnego komentarza przekraczać pewne granice kulturowe.

Ma Pan na myśli klasyczny podryw?
Tak. Społecznie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby mężczyzna proponował wprost znajomość; mało tego – by proponował seks, spotkanie na orgazm. Takie zachowania się akceptuje. Wobec kobiet opinia społeczna jest dużo bardziej krytyczna. A potrzeby mamy takie same. Wiele kobiet szuka więc partnerów w internecie.

Wirtualny seks też traktujemy jak seks?
Oczywiście. Ktoś powie, że to nic takiego, bo przecież realnie do niczego nie doszło. Nikt nikogo nie dotknął. W gruncie rzeczy nie jest to cała prawda. Człowiek tak samo przeżywa to, co się dzieje online. Jeśli jest zaangażowany, to takie zdarzenie ma dla niego tę samą wartość emocjonalną, jak w rzeczywistości offline.

Takie przeżycia często przekładają się później na trwalsze relacje?
Mogą się przełożyć. Ale pamiętajmy, że kobiety również czasem szukają jedynie rozrywki. Stereotypy podpowiadają nam, że na czatach czy portalach erotycznych siedzą samotni, nieatrakcyjni mężczyźni. Z badań natomiast wiemy, że może być tam dużo więcej kobiet. I one wcale nie czekają, raczej skutecznie wychodzą z inicjatywą jednorazowych spotkań.

Ma to też swoje minusy. Obserwuję funkcjonowanie młodych ludzi i kwestia wielu zmian partnerów czy partnerek jest już u nich na porządku dziennym. 25-latkowie wręcz się tym chwalą.

To coś złego?
Jest to jedno z zachowań, uznawanych za ryzykowne.

Zakładając, że ludzie się zabezpieczają i nie przekraczają norm prawa… może to nie ryzyko, ale styl życia?
A stabilność emocjonalna? To jest tym ryzykiem. Nie chodzi o to, że styl jest zły. Nie nazywamy tego patologią. Mówimy jedynie, że jest to ryzykowne zachowanie. Owszem, osoba, która jest wystarczająco silna psychicznie, kontroluje siebie i sytuację, może podejmować różne ryzykowne zachowania i nic złego się nie stanie. Jednak duży procent ludzi nie ma tej samoświadomości i może wpakować się przez to w kłopoty. Lepiej przemyśleć w porę sprawę i zastanowić się, jak się z tym czujemy, czy nam to odpowiada, czy to nasz świadomy wybór.

Sam cyberseks jest uzależniający?
Nie, cyberseks nie uzależnia. Jeśli już, to bardziej oglądanie porno i masturbacja, bo to one wiążą się z poczuciem samowystarczalności i dostępnością bez żadnych kosztów. Z filmem jestem sam, od aktorów dzieli mnie ekran, nic nie muszę robić dla tych ludzi. W cyberseksie natomiast potrzebna jest aktywność, interakcja. Mamy partnera albo partnerkę i musimy się trochę wykazać – poświęcić czas, mieć warunki, wyglądać odpowiednio atrakcyjnie dla drugiej osoby. Z tego powodu wcale nie jest to takie łatwe.

Jeśli chodzi o porno w internecie – kobiety oglądają je inaczej niż mężczyźni?
Pod względem oglądalności nie ma specjalnych różnic. Z pornografii korzystamy głównie po to, by rozładować napięcie seksualne. I nie ma absolutnie nic dziwnego w tym, że np. singielka pod koniec dnia chce w ten sposób zrzucić stres i dobrze się po tym wyspać. Kobiety częściej używają do tego gadżetów. Co ciekawe, ale kulturowo zrozumiałe, o ile wśród klientów sex-shopów nie ma wielu kobiet, o tyle, gdy prześledzi się zakupy akcesoriów erotycznych online, to w nich zdecydowanie królują kobiety. Jest ich znacznie więcej niż mężczyzn.

Dotarłam jeszcze do takiej ciekawostki – otóż podobno bardzo dużo kobiet w internecie, na czatach czy portalach erotycznych, podaje się za mężczyzn…
To znane zjawisko. Zdecydowanie więcej kobiet podszywa się pod mężczyzn niż mężczyzn pod kobiety. Internet daje odwagę przy eksperymentowaniu. Od dawna wiemy o tym, że – nawet pomijając już biseksualność – nikt z nas nie jest do końca hetero- ani homoseksualny. Jesteśmy raczej „bardziej hetero” i „bardziej homo”.

Kobiety podszywające się pod mężczyzn mogą w ten sposób anonimowo sprawdzać nowe relacje i układy, gdy nie mają odwagi lub warunków testować ich pod swoją realną tożsamością płciową.

ZDJĘCIE: Cyrus Crossan

Można przy tym zaryzykować ogólną tezę, że w sferze seksu internet otwiera drzwi szerzej dla kobiet niż dla mężczyzn?
Mogę się z tym zgodzić. Świat rzeczywisty niestety nadal jest światem męskim. Przynajmniej do pewnego momentu kultura jest męska, poglądy są męskie, oczekiwania są męskie. Wobec tego z pewnością kobiety mogą znaleźć więcej przestrzeni w sieci. Jest tam przecież miejsce na kreowanie siebie, wypowiadanie myśli i prezentowania swoich odsłon – niekoniecznie zgodnie ze schematem, jakiego życzyliby sobie mężczyźni. Oprócz tego, jest jeszcze ta możliwość interakcji kobieta-kobieta. To wydaje się dostępne i w realu, ale proszę zwrócić uwagę, że choćby kolorowa prasa adresowana do kobiet, tak naprawdę w dalszym ciągu określa oczekiwania męskie. Szczególnie w sferze seksu.

Czasem jeszcze w gazetach poświęca się miejsce na porady w stylu „co masz zrobić, by on miał orgazm”. Mam jednak wrażenie, że jest już tego mniej. To ten wykrzywiony obraz wyzwolonej kobiety, która musi być gotowa do wszystkich praktyk seksualnych, by nikt nie powiedział, że nie jest wystarczająco nowoczesna?
Może tak być. To są też oczekiwania mężczyzn, które nakładają na siebie kobiety. Jest w tym poniekąd echo internetu i dostępności pornografii, bo to właśnie z niej znamy tę gotowość kobiety do uprawiania wszystkich rodzajów seksu. Oczywiście kobieta może tego chcieć, ale nikt nie powinien twierdzić, że musi. Ona sama też nie.

Czyli z jednej strony otwieramy sobie drzwi do wszystkiego, a z drugiej czujemy presję, że same powinniśmy być na to wszystko otwarte?
A mężczyźni mają przy tym jeszcze problem z dostrzeganiem i szanowaniem podmiotowości kobiet. Rodzi to w ludziach konflikt między aktualną rzeczywistością, a tą oczekiwaną i wymarzoną. Internet daje szanse na wyrównanie tego, ale może też konflikt pogłębić.

Sieć sama w sobie nie jest ani zła, ani dobra – wszystko zależy od tego, jak z niej korzystamy. Możemy się z niej dużo nauczyć, przecież obecnie nie ma innego źródła zdobywania wiedzy seksualnej. Brakuje nam kultury doceniania usług fachowców w takich dziedzinach, szukamy więc na własną rękę i to najlepiej tak, żeby nikt nie widział. Gdy jesteśmy chorzy, mamy grypę czy ból gardła, to zawsze możemy zacząć pytać ludzi, dowiedzieć się, co oni o tym sądzą. Nikt jednak nie zacznie się tak zachowywać, gdy chodzi np. o odkrywanie nowych rzeczy w seksie.

Trochę jesteśmy w tym internecie pogubieni? Cały świat stoi otworem…
Powinniśmy jedynie unikać zachowań ryzykownych. Generalnie wierzę, że ludzie mają swój rozum i są w stanie sami rezygnować z tego, co jest szkodliwe dla nich i otoczenia. Jeśli mamy to na uwadze, możemy korzystać ze wszystkiego i mieć satysfakcję ze swojego życia seksualnego.

Nasz aparat psychologiczny i emocjonalny sprawia, że jesteśmy zdecydowanie bardziej zdolni do prawidłowości niż do stałych odstępstw od normy.

Chcemy żyć z ludźmi, większość z nas chce budować związek. Uprawiamy seks na czas, seks przez internet, seks z kim popadnie, ale wewnętrznie wiemy, że to nie to. Ta sama rzecz, która motywuje nas do poszukiwań, pozwala również w końcu się odnaleźć i zagrzać swoje miejsce w tym, co nazywamy prawidłowością. Po to tyle szukamy.

To bardzo optymistyczna myśl.
Proszę zwrócić uwagę, że obecnie mamy już za sobą jakieś 15 lat internetu w Polsce – takiego dobrego, szybkiego, dostępnego wszędzie. A jednak skala patologii czy ogólniej jakichś dziwacznych zachowań się nie zwiększyła. Internet zmienił nasz świat, a równocześnie widzimy, że większość ludzi układa sobie życie tak, jak dawniej. Może i spadła liczba małżeństw, ale do tego mogło przyczynić się wiele rzeczy – względy ekonomiczne, inna dojrzałość ludzi, inny model kariery zawodowej. Nie internet. Sama liczba związków – niekoniecznie małżeństw – się nie zmienia. Nie mamy powodów do paniki.

Prof. Bassam Aouil
Psycholog i seksuolog, prof. nadzw. Instytutu Psychologii UKW w Bydgoszczy. Prezes Polskiego Towarzystwa Terapeutycznego.

Tekst publikowany był w miesięczniku
Miasta Kobiet, wydawanym przez Polska Press Grupę.