Gdy dla najszybszego faceta nagroda wynosi 10 tysięcy zł, kobieta dostaje 5. Zdarzają się i takie upominki dla maratonek, jak za duże dresy czy buty. Organizatorzy imprez sportowych tłumaczą: to dlatego, że kobiet startuje mniej, a kibice wolą oglądać mężczyzn. Czy faktycznie tak jest?
ZDJĘCIE: Jordane Mathieu
Czy kobieta jest w stanie pokonać maratoński dystans?
Przez długi czas nikt w to nie wierzył. Dopiero trzydzieści lat temu bieg kobiet został uznany za dyscyplinę olimpijską. Wcześniej starania maratonek lekceważono, choć w biegach ulicznych pokazywały, na co je stać. Współcześnie nie muszą już nikogo prosić o zgodę na udział w zawodach, lecz za swoje wyniki bywają nagradzane gorzej niż biegający koledzy.
Dyskryminacja – twierdzą maratonki. Naturalna kolej rzeczy – usprawiedliwiają się organizatorzy.
– Kobiet startuje mniej, mało która dorówna mężczyźnie, ale czy to znaczy, że kobiety powinny być gorzej traktowane? – pyta Krystyna Kuta, dwukrotna mistrzyni Polski.
BIEG DLA KRÓLOWEJ
Medalistka trenuje od 19. roku życia. Do dziś aktywnie bierze udział w maratonach i biegach długodystansowych. Mistrzostwo Polski zdobyła w 1990 i 2006 roku. Ma dwie córki, starsza poszła w jej ślady. Razem jeżdżą na zawody, choć biegają w innych kategoriach wiekowych.
– Kobiety w biegach długodystansowych ścigają się zarówno między sobą, jak i z mężczyznami w kategoriach open – mówi Krystyna Kuta. – Ale nie zawsze tak było. Zanim przetarły dla siebie maratoński szlak, przez długi czas nie traktowano ich w tej dyscyplinie poważnie.
Tradycyjny dystans maratończyka od początku wynosił około 40 km. U progu XX wieku na olimpiadzie w Londynie zwiększono go o 2 km, tak by bieg kończył się u stóp siedzącej na trybunach królowej. Udział mogli brać w nim jedynie mężczyźni. Widowisko zamykało całe wydarzenie. Przełom nastąpił dopiero w 1984 roku, kiedy pozwolono kobietom pobiec na igrzyskach olimpijskich. Zanim jednak do tego doszło, jedna z nich zmieniła wszystko.
BOSTON, 1967
Na starcie ustawili się zawodnicy. Wśród nich była drobna, solidnie przygotowana kobieta. Nikt jej się tam nie spodziewał, na listę wpisała się pod neutralnie brzmiącym pseudonimem KV Switzer.
Katherine Virginia Switzer, obecnie również pisarka, komentatorka sportowa i działaczka na rzecz praw swojej płci, jako pierwsza zarejestrowana do maratonu kobieta, przebiegła cały założony dystans. To nie trasa okazała się najtrudniejsza do pokonania. Ku zdziwieniu wszystkich obserwatorów, w trakcie maratonu próbowano zepchnąć ją z toru. Nie udało się, do mety dotarła, a towarzyszący zawodom skandal odbił się szerokim echem w całym sportowym świecie. Jej wyczyn relacjonowano na pierwszych stronach najważniejszych amerykańskich gazet.
lepszy finisz?
Wydarzenia te rozpoczęły lawinę dyskusji o miejscu kobiet w zawodowym sporcie. Lekkoatletki co roku pokazywały, że potrafią nie tylko konkurować między sobą, ale także z mężczyznami. W 1977 roku Natalie Cullimore zajęła drugie miejsce w biegu na dystansie 100 mil, plasując się tym samym na czwartej pozycji w rankingu wszystkich tego typu biegów dla obu płci. Jeszcze trochę i kobiety będą szybsze od mężczyzn – śmiało prognozowano. Prestiżowe czasopismo naukowe „Nature” zaryzykowało hipotezę, że stanie się tak do roku 1998. Tłumaczono to fizjonomią i predyspozycjami. Tkanka tłuszczowa miała gwarantować większą wytrzymałość. Przekonywano, że choć mężczyźni szybciej startują, to kobiety mogą mięć lepszy finisz.
Przewidywania zderzyły się z twardą rzeczywistością. Jeszcze w tej samej dekadzie zastosowane po raz pierwszy testy antydopingowe ukazały prawdziwe możliwości obu płci. Biologii nie oszukamy – wzruszali ramionami badacze.
Z systemu dopingowego w poprzednich latach korzystali wszyscy, ale to właśnie kobiecy organizm zyskiwał na tym najbardziej.
Mimo to, nie można uznać ówczesnych sukcesów za spreparowane oszustwa. Gra toczyła się tak, jak sędzia pozwalał.
NADAL BIEGAMY
Obecnie kobiet na torach jest coraz więcej, co podkreśla każdy organizator imprez sportowych. Zaczynały z pozycji atrakcji i ciekawostki, ale nie o to im dziś chodzi.
Potwierdza Krystyna Kuta: – Ta tendencja się już nie zmieni. Nie ma żadnego powodu, dla którego miałybyśmy nie brać udziału w tych samych imprezach, co nasi koledzy. Swoją obecnością wymuszamy na organizatorach, by zaczęli nas traktować poważnie. To samo dzieje się z innymi dyscyplinami, na przykład skokami wzwyż. Kobiety chcą równouprawnienia także i na tej płaszczyźnie.
Jednego wyrównać się nie da i mistrzyni nie ma co do tego wątpliwości. – To różnice w wynikach. Tak szybkie jak mężczyźni nie będziemy, ale nie o to chodzi w równym traktowaniu. Czy to już na starcie czyni z nas gorszych sportowców? Nakład pracy jest w dalszym ciągu ogromny. Przygotowujemy się do tego latami, zdobywamy medale. Co z tego mamy?
POŁOWĘ MNIEJ
W październiku tego roku drobna sportsmenka za bieg w Bydgoszczy otrzymała adidasy w rozmiarze 44. W Tczewie za piąte miejsce kobiety dostawały 100 złotych. Cały sportowy świat pamięta też głośną sprawę dyskryminacji kobiet w gdańskim Maratonie Solidarności. Kobiety dostały wtedy o połowę mniejsze nagrody.
– Kiedy dla najszybszego faceta jest 10 tysięcy, najlepsza kobieta dostaje 5. Pytałam organizatorów, czym tłumaczą te dysproporcje. Odpowiadają krótko: mniej kobiet startuje – komentuje Krystyna Kuta.
Toruńska biegaczka Anna Arseniuk: – W tegorocznym Biegu Niepodległości w Łubiance mężczyźni dostali wysokie nagrody finansowe, kobiety nic. To prawda, w trójce najlepszych zawodników nie było nas. Ale przy takim podejściu to żadna z kobiet nigdy nie zostanie doceniona. Tłumaczenie się frekwencją to stała wymówka. Ponoć jest nas za mało, by w kategorii open osobno nagradzać kobiety.
Po co więc biegać? Anna Arseniuk odpowiada, że dla niej i tak najważniejsze były zawsze własne pobite rekordy i satysfakcja.
– Wiele kobiet biega z taką motywacją – tłumaczy. – Ścigamy się same ze sobą, przekraczamy swoje granice. Męski sport jest trochę inny. Widać to na przykład w kampaniach reklamowych odzieży sportowej, w których wykorzystywane są metafory siły i walki plus typowo męski wizerunek. Tak to się kojarzy. Ale z drugiej strony coraz więcej marek lansuje linie dla kobiet z innej perspektywy. Dzięki temu umacnia się przekonanie, że sport jest dla wszystkich.
CZERWONE RÓŻE NA MECIE
Od 2008 roku problem komentowany jest przez takie aktywistki praw kobiet jak Kinga Dunin czy Magdalena Środa. Stanowisko organizatorów nazywane jest jawną dyskryminacją. Działalność na rzecz równego nagradzania kobiet w biegach maratońskich podejmowała Partia Kobiet. W 2012 zorganizowano także akcję społeczną, zachęcającą fanów sportu do wręczania na mecie czerwonych róż najszybszym paniom.
– Nie tylko afera związana z Maratonem Solidarności wpłynęła na to, że warunki dla kobiet się poprawiają. Rozmowy o tym pamiętam, odkąd zacząłem zajmować się organizacją imprez sportowych, czyli przynajmniej od 10 lat – komentuje Piotr Wojciechowski, odpowiedzialny za Dwumaraton Bydgoski. – Nasza impreza akurat ma charakter koleżeński, stąd nie przewidujemy tradycyjnie rozumianych nagród. Jednak sportowcy dostają medale i upominki, są one tej samej wartości, bez względu na płeć zawodnika.
Mariusz Kuriata z Ośrodka Sportu i Rekreacji w Warszawie jako jedną z ewentualnych przyczyn dysproporcji w nagrodach podaje zainteresowanie mediów, które chętniej pokazują szybciej biegnących mężczyzn. Za tym po prostu stoją pieniądze.
– Niekoniecznie musi tak być – dodaje Piotr Wojciechowski. – Na przykład w Warszawie dużą atrakcją, także medialną, są cykliczne biegi dedykowane tylko kobietom. Panie wśród biegaczy są mile widziane i pokazywane. To nie w tym tkwi problem.
Nie ma odwrotu
Zasady nagradzania uczestników biegu zawsze ujmowane muszą być w regulaminie. Krystyna Kuta zwraca uwagę, że owszem, zwykle tak jest, jednak czasem pojawia się jedynie zwrot „atrakcyjne nagrody”. A pod nim kryć może się wszystko.
– Tu nie chodzi o same upominki, ale to są nieprzyjemne sytuacje, kiedy za bieg dostaje się za duże dresy – mówi bydgoska maratonka. – To brak szacunku. Nieraz odbierając taką nagrodę czułam się rozczarowana i niedoceniona. Dla dziewczyn, które biegają jedynie w ramach rozrywki, to pewnie nie jest duży problem. Kobiety zauważają to dopiero wtedy, gdy swoim treningom poświęcają już kilka lat i z tej drogi nie ma odwrotu.
Tekst publikowany był w miesięczniku
Miasta Kobiet, wydawanym przez Express Media/Polska Press Grupę.