Ginekologia estetyczna to nie fanaberia – cz. II

Nadal bagatelizuje się powszechne problemy kobiet. Dla mnie nie do przyjęcia są na przykład reklamy pachnących pieluchomajtek z przekazem, że rozwiązaniem dla nietrzymania moczu jest ich noszenie. To jakiś koszmarny i nieprawdziwy komunikat! Pacjentki słyszą też podobne rzeczy w gabinetach lekarskich. Tak nie powinno być.

Rozmowa z dr. n. med. Maciejem W. Socha, specjalistą położnictwa i ginekologii

ZDJĘCIE: Gabrielle Henderson


Badania wskazują, że bardzo dużo kobiet ma kompleksy z powodu wyglądu swoich narządów płciowych.
Tak, od 15 do 20 procent. Co piąta kobieta uważa że jej zewnętrzne narządy płciowe wyglądają źle lub że powinny wyglądać inaczej. Przy czym nie wiem, czy czytaliśmy to samo badanie naukowe, ale w tym, które ja analizowałem, wspominano, że dzieje się tak wcale nie z powodu porównań z innymi kobietami lub złej oceny przez partnera seksualnego. Wcześniej wydawało mi się, że to działa tak jak u facetów, którzy mierzą się z tym, co widzą na przykład w filmach pornograficznych.

Okazuje się jednak, że u kobiet ma to często związek z niską samooceną lub problemami w związku.

Czasem więc, gdy w gabinecie wytłumaczymy pacjentce, że jej krocze wygląda normalnie i potwierdzimy jego prawidłowe funkcjonowanie, to ona zmienia zdanie. Oczywiście są też osoby, które przychodzą i mówią: „Poproszę jakiś zabieg z ginekologii estetycznej. Nie wiem jeszcze co, ale wszyscy z tego korzystają, więc ja też chcę”.

Czyli robi się z tego też trend, taka moda.
Tak, nawet bardzo popularny trend, ale nie ma co do tego reguły. Podam inny przykład, jednej z moich pacjentek – młodej dziewczyny, studentki, która wymagała operacji z powodu torbieli gruczołu przedsionkowego. Dodatkowo miała bardzo mocno powiększoną jedną z warg sromowych mniejszych.

To już nie jest jedynie kwestia estetyki, ale problem zdrowotny. Doprowadza to do urazów, otarć nawet od noszonej bielizny, przewlekłych stanów zapalnych i oczywiście problemów przy współżyciu.

Zapytałem, czy jej to nie przeszkadza. Odpowiedziała: „Tak, ale co mogę zrobić? Dopiero zbieram pieniądze na operację”. Pomyślałem wtedy, że przecież nie można jej tak zostawić. To jest schorzenie, które trzeba zoperować w ramach finansowania przez NFZ. Przy okazji usunięcia torbieli, zmniejszyłem jej tę wargę sromową wiedząc, że będzie to dla niej ogromna zmiana. I faktycznie, była. Są więc też i takie pacjentki, które po cichu żyją z faktycznymi problemami zdrowotnymi… i cierpią, mimo że można im pomóc.

Korekta warg sromowych to najczęściej wykonywany tego typu zabieg?
Tak, tzw. labioplastyka. Ciekawe jest to, że do popularyzacji tych zabiegów doszło poniekąd przez zmiany, jakie dokonują się w naszych czasach. Często kobiety odchudzając się tracą tkankę tłuszczową również z warg sromowych większych i ze wzgórka łonowego. Z kolei wargi sromowe mniejsze zaczynają bardziej wystawać. Niektórym pacjentkom to przeszkadza. Mówią, że mają zwiotczałe krocze, źle się z tym czują. Chcą przywrócenia dawnego obrazu tych okolic. Mamy na to sposoby – możemy zastosować wypełniacze, czyli kwas hialuronowy, który nada tym miejscom inny kształt oraz dokonać korekty warg sromowych mniejszych, laserowo lub chirurgicznie.

Często traktuje się to jak fanaberię?
Być może, ale nasza praca uczy pokory. Pamiętam, jak Bartek Wolski zaproponował, żebyśmy zaczęli się tym zajmować. Zastanawiałem się wtedy, czy to faktycznie potrzebne. Teraz już inaczej do tego podchodzę, bo widzę, jak te zabiegi potrafią poprawić jakość życia kobiet.

Ostatnio jednej z pacjentek, przy okazji poważnej operacji ginekologicznej, usunęliśmy wystające znamię z okolicy narządów płciowych, a ona dzięki temu poczuła się jak nowo narodzona. Wcześniej nie wspominała o tym, jak duży był to dla niej problem! Gdyby miała je na twarzy czy ręku, to nikt nie nazywałby tego fanaberią.

Poza tym, nie zawsze chodzi jedynie o estetykę. Dużo kobiet trafia do gabinetu na przykład z powodu przewlekłych infekcji ginekologicznych lub innych dolegliwości, które znikają wraz poprawą wyglądu krocza, choćby za sprawą zwężenia wejścia do pochwy. Czasem dzieje się to w ramach ginekologii estetycznej, a czasem to już ginekologia plastyczna i rekonstrukcyjna.

Jaka jest różnica?
To taka kalka z chirurgii plastycznej. W ginekologii estetycznej chodzi raczej o małoinwazyjne zabiegi laserowe lub iniekcje. W ginekologii plastycznej inwazyjność procedur jest już większa. Poprawiamy zewnętrzne narządy płciowe, zwężamy przedsionek pochwy, implantujemy nici i odsysamy tłuszcz. Z kolei w bliskiej mojej codzienności ginekologii rekonstrukcyjnej zmieniamy całość, najczęściej w ramach dużych, skomplikowanych operacji uroginekologicznych. Rekonstruujemy dno miednicy mniejszej, zmieniamy kształt pochwy i położenie macicy, dokonujemy repozycji pęcherza moczowego i odbytnicy, tak by w końcu wszystko było na swoim miejscu.

A często nie jest?
Ogromnie często! 30 procent kobiet po trzydziestym roku życia ma zaburzenia statyki narządów miednicy i do tego nietrzymanie moczu lub stolca. Wśród 50-latek to prawie 80 procent.

Nadal się bagatelizuje ten powszechny problem, bo tak to funkcjonuje w świadomości ludzi. Dla mnie nie do przyjęcia są na przykład te wszystkie reklamy pachnących pieluchomajtek z przekazem, że rozwiązaniem dla nietrzymania moczu jest ich noszenie. To jakiś koszmarny i nieprawdziwy komunikat! Mało tego, kobiety słyszą też podobne rzeczy w gabinetach lekarskich. Tak nie powinno być, skoro mamy możliwości, by realnie pomagać!

Słyszałam, że nietrzymanie moczu można też leczyć laserem.
Generalnie tak, jeśli wynika to tylko z przejściowych zaburzeń anatomicznych, spowodowanych problemami hormonalnymi lub porodem. W większości przypadków jednak, kiedy uszkodzone są struktury anatomiczne, to konieczna jest większa ingerencja. Przede wszystkim laser jest świetnym rozwiązaniem dla rejuwenacji pochwy, czyli odmładzania. To też ogromne wsparcie dermatologii i wenerologii, bo pozwala z narządów płciowych usuwać znamiona lub kłykciny kończyste, powstałe w wyniku zarażeniu wirusem brodawczaka HPV.

ZDJĘCIE: Tomasz Czachorowski | 
FB/dobry-kadr.pl | IG/dobry-kadr.pl

dr n. med. Maciej W. Socha
specjalista położnictwa, ginekologii i ginekologii onkologicznej, androlog, doktor medycyny w dziedzinie perinatologii, razem z dr. n. med. Bartłomiejem Wolskim prowadzi klinikę LEKARZE Mostowa4 w Bydgoszczy.

Tekst publikowany był w miesięczniku
Miasta Kobiet, wydawanym przez Polska Press Grupę.