Dlaczego ofiary przemocy w rodzinie po prostu nie odchodzą?

Nie opisuję tu, jak systemowo przeciwdziałać przemocy domowej. Nie wyjaśniam, kim jest sprawca i jakie cechy ma potencjalna ofiara. Nie podejmuję się próby diagnozowania zjawiska. Nakreślam jedynie pewien możliwy schemat, który pomaga odpowiedzieć na tytułowe pytanie: Dlaczego?

Zdjęcie: Sydney Sims


801 120 002 – Ogólnopolski Telefon dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”. Zadzwoń, jeśli ktoś w Twojej rodzinie krzywdzi Cię.

AWARYJNY PLAN, JAK SZUKAĆ POMOCY, GDY DOŚWIADCZAMY PRZEMOCY DOMOWEJ W PANDEMII – SPRAWDŹ TU.


Wiele osób pamięta z mediów byłego radnego Rafała P. oraz ujawnione w 2017 roku przez jego żonę nagrania z udokumentowaną przemocą psychiczną i prawdopodobnie fizyczną. Gdy sprawa trafiła do internetu, próbowałam ich słuchać – nie dałam rady dłużej niż kilkanaście sekund. W tym domu trwał koszmar.

W 2018 roku rozpoczął się proces w sądzie. W efekcie w 2020 roku Rafał P. został skazany na dwa lata bezwzględnego więzienia, zapłatę 75 tys. zł nawiązki, otrzymał też zakaz zbliżania się do ofiary na odległość mniejszą niż 50 metrów.

Jest rok 2021 – Rafał P. nadal nie odbywa kary. Sąd już raz odsunął w czasie wykonanie wyroku. Kilka dni temu skazany ponownie wnioskował o to samo – nie wydano jednak zgody na dalsze odraczanie m.in. więzienia. Ale Rafał P. nadal ma jeszcze możliwość złożenia zażalenia na takie orzecznictwo.

Dlaczego ofiary nie zgłaszają przemocy domowej? Może m.in. dlatego, ale powodów jest więcej. Żmudny, wyczerpujący proces oraz brak pożądanego efektu to i tak jest niejako ostatni etap walki, jaką pokrzywdzona musi stoczyć. Na dodatek, tej walki często nic wprost nie zapowiada i nic na nią nie przygotowuje.

Bo przemocowiec nie uderzy na pierwszej randce. Ani na drugiej. Może tego nie zrobić np. przez pierwszy rok małżeństwa. Jego zachowanie nie zmienia się też z dnia na dzień.

I owszem – po pierwszym uderzeniu powinny włączyć się syreny, a przed oczami kobiecie pojawić się neon z migającym w czerwieni napisem „TO KONIEC”. Ale nikt z nas nie żyje w zero-jedynkowych relacjach i nie jesteśmy wolni od mechanizmów psychologicznych, które czasami zaburzają racjonalną ocenę sytuacji.

Zacznijmy więc od początku

Przede wszystkim: przemoc domowa opiera się na chęci posiadania kontroli i bezwzględnej władzy nad drugą osobą. A tego nie dostaje się z dnia na dzień czy na skutek prośby. Tę władzę zdobyć można podstępem, manipulacjami i praniem mózgu. Ważna jest przy tym dysproporcja sił, realna bądź wyobrażona – fizyczna, ekonomiczna czy związana z pozycją społeczna.

Kontrolę nad partnerką często zyskuje się m.in. przez stopniowe, na początku wręcz niezauważalne odizolowywanie jej od innych. Na prośbę lub w wyniku niewinnych sugestii przemocowca, kobieta zaczyna ograniczać czas spędzany z przyjaciółmi i rodziną czy aktywność poza domem.

Bo: ten czas jest dla niego, czy nie lepiej spędzać go razem? Jej brat go nie lubi, czy więc muszą tak często jeździć do rodziny? Ona na pewno podoba się koledze, więc to chyba normalne, że nie powinna się widywać z tym towarzystwem?

Takich „powodów” może być wiele.

A gdy rodzina lub znajomi zaczynają to zauważać i komentować, robi się tylko gorzej. Przecież „właśnie potwierdzają wszystko, co on wcześniej mówił”. Nie są im życzliwi, bo pewnie „chcą dla niej źle”. I ona z czasem zaczyna przyjmować tę optykę – bo kocha, bo wierzy w jego intencje, bo on się o nią troszczy, bo tak jest łatwiej, bo…

Zanim się zorientuje, poza nim nie już nikogo, komu mogłaby zaufać (lub przynajmniej tak jej się wydaje). Nie ma nikogo, komu mogłaby wyznawać najbardziej wstydliwe i bolesne rzeczy.

Przemocowiec utwierdza swoją partnerkę w przekonaniu, że tylko on wie, co dla niej dobre. Wie to lepiej niż ona sama. Jest silniejszy. Ochroni ją. Zadba o jej potrzeby. Może stać za tym zależność ekonomiczna, mieszkaniowa. Staje się coraz bardziej protekcjonalny. Przestaje przy tym uważać na słowa. Pojawia się ośmieszanie jej, umniejszanie, aż w końcu żądanie bezwzględnego posłuszeństwa. To okres coraz mniej subtelnego niszczenia jej poczucia własnej wartości, godności i samodzielności. Jeśli coś jest nie tak – winna leży po jej stronie. Jeśli on staje się wściekle zazdrosny, to dlatego, że ona zawsze daje mu powód. Jeśli we wściekłości ją uderzył, ona powinna doskonale wiedzieć, dlaczego. Inaczej nie mógł.

Za kilka pierwszych razów przeprasza

Te przeprosiny mogą być tak przejmujące, że trudno uwierzyć, iż o wybaczenie prosi osoba, która wcześniej uderzyła ją pięścią w twarz.

Przemoc domowa to opisany już w latach 80. ubiegłego wieku cykl. Faza pierwsza: narastanie napięcia; faza druga: ostra przemoc; faza trzecia: miesiąc miodowy usłany obietnicami poprawy i wizjami wymarzonego życia – czas, gdy w związku jest lepiej, niż było kiedykolwiek wcześniej.

Rzecz w tym, że istotą cyklu jest powtarzalność, po „miesiącu” miodowym zawsze dochodzi do kolejnych stresujących sytuacji, a następnie eskalacji przemocy. Całość kosztuje ofiarę ogrom emocji – dobrych i złych, tak ekstremalnych, że wielu innym osobom natężenie tych uczyć jest kompletnie nieznane. Życie w sprzeczności uruchamia mechanizmy psychologiczne, które każą jej w jakiś sposób to racjonalizować. Pojawiają się nieuświadomione silne schematy szukania wytłumaczeń dla przemocowych sytuacji. Np. obwinianie siebie.

Przemocowy partner testuje też granice ofiary. Sprawdza, jak daleko może się posunąć, a gdy pojawia się widmo rozpadu związku, wraca do wyznań, przeprosin i obietnic. Wydarzy się to tyle razy, ile będzie trzeba. W końcu przestanie być konieczne. Wówczas on już wie – ona i tak nie odejdzie.

Mówimy o latach manipulacji, pogłębiania niskiego poczucia wartości partnerki, odczłowieczania jej – poprzez wyzwiska i czyny.

Poza tym – „nie zawsze jest źle”. W takim związku bywają okresy pozornej normalności. Może więc wystarczy raz na jakiś czas przetrwać te „chwile” przemocy? Niestety, przemoc domowa to nie są „zdarzenia”, jak często się ją traktuje, mając na myśli poszczególne momenty, gdy on ją uderzył, pobił czy skrzywdził. Przemoc domowa to proces.

Fot. Hailey Kean

Proces, który może prowadzić do śmierci

Według danych szacunkowych z Polski, na skutek przemocy w rodzinie rocznie ginąć może nawet 400-500 kobiet. I choć z bardzo wielu powodów te liczby są ważne, dla samej ofiary nie muszą być. Wystarczą jej własne doświadczenia i strach. Wystarczą od wielu lat słyszane groźby śmierci, uderzanie jej głową o ścianę, kaloryfer czy kopanie. Ofiary przemocy domowej boją się i wiedzą, że mogą umrzeć.

To nie prawda, że mimo tej wiedzy pozostają absolutnie bierne. To nie jest tak, że „ona po prostu nie odchodzi”. Na tym etapie raczej „próbuje przetrwać”. Ma opracowane przez lata metody, które w jej świecie potrafią zadziałać. Nie przerywają procesu, ale w danej sytuacji często pozwalają zminimalizować straty i ryzyko. W tym także ryzyko śmierci.

Mogą być to do pewnego stopnia działające: błagania, uniżanie się, komplementowanie, obietnice. A także – najbardziej niezrozumiałe dla obserwatorów – otwarte i publiczne okazywanie solidarności z przemocowcem. Nie zawsze chodzi tu o syndrom sztokholmski. Czasem to po prostu taktyka. Czy skuteczna? Zależy co jest jej celem. Jeśli „nie umrzeć”, to tak – zdarza się, że to jedyna dostępna i znana taktyka.

Ofiara przemocy domowej wie, że prawdopodobnie i tak prędzej czy później zostanie ze swoim katem sama. I to ona musi cały czas zachowaniem czy słowami negocjować z nim, jak bardzo zagrozi jej życiu. Jeśli krzywdzona kobieta wycofuje złożone zeznanie, to nie dlatego, że wcześniej kłamała, przesadzała, czy źle oceniła sytuację. Wręcz przeciwnie.

Zresztą, jak zakładać inaczej, skoro choćby z analizy Biura RPO z 2019 roku wiadomo, że na etapie postępowania przygotowawczego w sprawach o przestępstwa związane z przemocą w rodzinie najczęstszymi uchybieniami są: zniechęcanie ofiar do składania zawiadomień o popełnieniu przestępstwa, deprecjonowanie wartości zebranych przez ofiarę dowodów i nie stosowanie wobec podejrzanych o przemoc w rodzinie środków zapobiegawczych (których skutkiem byłoby zapewnienie bezpieczeństwa poszkodowanym)?

Niezależnie od składania zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, ofierze powinna pomóc procedura zwana Niebieską Kartą – konsultacje z pokrzywdzoną i sprawcą oraz opracowanie planu działania, czym zajmują się interdyscyplinarne grupy robocze specjalistów. I faktycznie, część sprawców przemocy domowej ma takie karty (Policja podaje ich liczbę jako liczbę przypadków przemocy domowej w kraju). Problem w tym, że nawet członkowie tych interdyscyplinarnych zespołów zwracają uwagę, jak przestarzałe i przesiąknięte biurokracją są to działania. W praktyce Niebieska Karta zbyt często nie jest dostosowana do potrzeb ofiary i nie pozwala na sprawne oferowanie realnej pomocy.

Jednym z posiadaczy takiej karty był Rafał P. W ramach procedur, oskarżony dostaje listownie zaproszenie na spotkanie, w celu wypełnienia odpowiedniego formularza. Gdy Rafał P. się o tym dowiedział, w domu rozpętało się piekło.

Jeżeli więc ofiara pod wpływem różnych czynników i niekiedy zebranej nadludzkiej siły decyduje się na działania systemowe, niewykluczone, że bardzo szybko zderzy się bezradnością tych struktur. Warto pamiętać, że ciągle mówimy o kimś, kto być może mierzy się z tym całkowicie sam.

I jeszcze coś.

Ofiary przemocy mają problemy zdrowotne, w tym także psychiczne. Niekiedy nie pamiętają kolejności zdarzeń, o których mogłyby zeznawać. Mylą czas, miejsce, ich opowieści są mętne, pomieszane. Bo tak zachowują się ludzie, którzy są bici, podduszani, maltretowani. Mogą mieć też np. zespół stresu pourazowego. Pamiętamy o tym w przypadku żołnierzy, osób po wypadkach, sportowców. Czy również wtedy, gdy ofiara przemocy w rodzinie wydaje się za bardzo poddenerwowana, nadpobudliwa, a jej opowieść nie jest spójna? Po drugiej stronie siedzi sprawca, wydaje się milszy, bardziej ogarnięty, rozsądny – a więc bardziej wiarygodny. I ona też doskonale o tym wie, zanim jeszcze zacznie mówić.

Czyli – jaka jest odpowiedź?

Dlaczego ofiary nie odchodzą? Dlaczego trwają w związkach tak długo? Dlaczego opuszczają sprawców dopiero, gdy wydarzy się większa tragedia?

Odpowiedź sformułowała Rachel Louise Snyder w książce „Śladów pobicia brak. W pułapce przemocy domowej” i ja nie zrobię tego lepiej:

„Pytanie nie powinno brzmieć: dlaczego ofiary nie odchodzą? Myślę raczej, że należałoby zapytać: jak ochronić tę osobę? Bez żadnych warunków. Bez zastanawiania się, dlaczego nie odeszła, co takiego pozornie robi czy też czego nie robi. Tylko jedno proste pytanie: jak ją chronić?”.


  • Z ostatnich badań dotyczących konfliktu w rodzinie CBOS-u 2019 wynika, że 22 proc osób zna osobiście lub z widzenia kobiety bite przez partnerów/mężów.
  • Z danych policyjnych wiadomo, że mężczyźni stanowią 90 proc. sprawców przemocy domowej, kobiety ok. 90 proc. dorosłych ofiar przemocy domowej i 74 proc. ofiar przemocy domowej ogółem.
  • W 2020 roku funkcjonariusze Policji wypełnili 72 601 formularzy „Niebieska Karta – A” (procedura wszczynana przez ofiarę przemocy).