Czy to już czas na rozmowy o seksie?

Dzieci są dociekliwe z natury. Interesują się ciałem i seksem, czy tego chcemy czy nie. Jeśli nie zaspokoimy ich ciekawości, to będą fantazjować na ten temat lub zdobywać wykoślawione informacje w internecie.

Rozmowa z dr Joanną Lessing-Pernak, psycholożką dziecięcą

ZDJĘCIE: Andre Guerra


Czy są tematy, na które nie powinniśmy z dziećmi rozmawiać?
Moim zdaniem, nie ma. Jeśli ktoś potrafi wymienić taki temat, to powinien się też zastanowić, z kim, jeśli nie z rodzicem, dziecko miałoby o tym rozmawiać… Dzieci pytają o różne sprawy, czasami coś gdzieś niewyraźnie usłyszą i chcą konkretów. Może nam się wydawać, że to jeszcze nie czas na rozmowy, np. o seksie, ale w każdej chwili powinniśmy być przygotowani na to, że zostaniemy wywołani do tablicy.

Dlaczego w ogóle boimy się rozmawiać z naszymi dziećmi o seksualności?
A boimy się? Pani chyba nie – podejmując ten temat.

Wychodzę z założenia, że warto oswajać lęk.
Tak naprawdę, to trzeba by zapytać każdego osobno. Podejrzewam, że odpowiedzi byłyby różne. Wpływ na to z pewnością ma nasza kultura i religia, która historycznie potępiała zmysły i ciało, jako źródło grzechu. Myślę, że w nas, Polakach, jest to głęboko zakorzenione. Ważne jest też, jak nas wychowywano, co nam wpajano, czego od nas wymagano. Jakich zasad przestrzegano w naszej rodzinie i czy czuliśmy się bezpieczni, akceptowani. Dużo naszych lęków pochodzi z tych pierwszych relacji.

Pamięta Pani z dzieciństwa takie rozmowy ze swoimi rodzicami?
Zaprosiła mnie pani do rozmowy jako psychologa, więc chętnie posłucham, jak było u pani…

Wydaje mi się, że moi rodzice dość płynnie wdrażali ten temat w moje życie. Nie było żadnych nachalnych rozmów czy pogadanek, ale pamiętam też, że to nigdy nie było żadne tabu…
Czyli prawdopodobnie dopasowali rozmowy do pani temperamentu, ciekawości i wrażliwości. Tak jest najlepiej.

Tu tak naprawdę nie ma żadnych sztywnych reguł, no może poza jedną, czyli mówieniem prawdy.

Jednak forma, tempo i same treści mogą się różnić. Rodzic powinien też czuć się swobodnie w takich sytuacjach. Jeśli jest wystraszony lub zażenowany, to wszystko, co powie, zostanie zniekształcone, przefarbowane przez te uczucia.

Kiedy dzieci zaczynają interesować się swoim ciałem?
Od chwili, gdy mogą się samodzielnie dotknąć. Między drugim a trzecim rokiem życia stajemy się świadomi tego, że istniejemy, co zawsze zaczyna się od ciała. Pokazuje to dobrze eksperyment z lustrem i namalowaną kropką na nosie – maluchy, które nie mają jeszcze samoświadomości, patrzą w lustro i dotykają kropki na jego tafli. Ale dwulatki wiedzą już, że ten obraz w lustrze to one i patrząc na siebie, pocierają kropkę na swoim nosku.

Dodatkowo, jeśli chodzi o inne części ciała, natura dała nam bardzo wiele zakończeń nerwowych i czuciowych stref erogennych – przez to dotykanie się jest wyjątkowo przyjemne. Dzieci lubią się dotykać, zresztą nie tylko one.

Dzieci najpierw dotykają się bez skrępowania, ale potem pojawia się już wstyd związany z tymi sferami. Jak to się dzieje?
Wstyd i skrępowanie zaczynamy odczuwać dużo później, niż na przykład lęk, który towarzyszy już niemowlętom. Ten konkretny wstyd pojawia się wtedy, gdy odkrywamy, że dotykanie pewnych części naszego ciała jest przyjemniejsze. Przy okazji też często dowiadujemy się, że za sprawianie sobie przyjemności możemy dostać karę. Czasami ktoś nas pouczy, ale bywa i tak, że wręcz „wypędzi nas z raju”. Metaforą tego okresu życia człowieka jest dla mnie Księga Rodzaju.

Próbujemy zakazanego owocu i nic już nie jest takie jak wcześniej?
Podobnie jak Adam i Ewa. Wygląda to tak: dziecko się rozwija, zaczyna korzystać ze swojego mózgu, rodzi się w nim samoświadomość. Przy okazji dowiaduje się o „tych sprawach”, o tym, że coś może być przyjemne i złe zarazem. Na tym etapie wszystko jest czarne albo białe – albo wolno trzymać rączkę w majtkach, albo nie – bo pani przedszkolanka i mama będą krzyczeć. Za naszą samoświadomość płacimy tym „wypędzeniem z raju” – czyli rozstajemy się z umysłem zwierzęcia, które nie przejmuje się wieloma rzeczami, np. swoim przemijaniem, dobrem, złem. I które niczego się nie wstydzi.

Przez to, że rozwinęliśmy się do tego poziomu, nasze mózgi i czaszki są duże, a nasze porody trudne. Czyli jak w boskiej klątwie z Księgi Rodzaju: „Będziesz w bólu rodzić”… ale odeszłam trochę od tematu…

ZDJĘCIE: Annie Spratt 

Wróćmy więc do rozmów z dziećmi – w jaki sposób możemy wytłumaczyć im to wszystko?
Możemy na bieżąco korzystać z przykładów z życia, tłumaczyć piękno otaczającej nas przyrody, w której tak naprawdę wszystko służy rozmnażaniu. Mały przyrodnik szybko znajdzie podobieństwa, a kiedy będzie dopytywał, to zaspokajajmy jego ciekawość.

Jeśli mamy w domu zwierzęta, będzie jeszcze łatwiej. Gdy dziewczynka zostanie akuszerką dla swojej kotki, będzie się nią opiekować, poczuje dumę i satysfakcję z jej porodu, to może własny w przyszłości nie będzie jej przerażał? Ja mieszkam na wsi, gdzie są konie, psy, koty. Dzieci stąd uczestniczą w wybieraniu ogiera dla klaczy, są przy kryciu, opiekują się ciężarnymi klaczami i są przy porodach. To często wielkie, rodzinne święta.

Raz tylko widziałam, jak właściciel ogiera przegonił wszystkie dzieci, żeby nie obserwowały współżycia zwierząt. Zastanawiałam się, czy to pruderia, czy może lęk przed oskarżeniem o prezentowanie pornografii zwierzęcej (śmiech).

Rodzice często boją się, że mogą przedwcześnie zainteresować swoje dzieci tematyką związaną z seksem. To niepotrzebna obawa?
Dzieci są dociekliwe z natury. Interesują się ciałem i seksem, czy tego chcemy czy nie.

Jeśli nie zaspokoimy ich ciekawości, to będą fantazjować na ten temat lub zdobywać wykoślawione informacje w Internecie. To bardzo delikatna materia.

Z drugiej strony, jeśli ten temat będzie wypływał nachalnie, to możemy niezdrowo rozerotyzować dziecko – te sytuacje mają cechy patologii relacji między opiekunem a dzieckiem.

Powinniśmy więc sami rozpoczynać takie rozmowy, czy poczekać, aż dzieci zaczną pytać?
Jestem zwolenniczką opcji poczekania, ale jednocześnie obserwowania i trzymania ręki na pulsie. Może być przecież tak, że coś zniechęci dziecko do pytań. Wtedy najlepiej naprowadzać, sprawdzać reakcję. Starajmy się odpowiadać, ale też nie wchodźmy za bardzo w szczegóły, żeby nie przesadzić. Zresztą, przeważnie dzieci same się chronią w takich momentach i zmieniają temat rozmowy. Powinniśmy umieć to uszanować.

A co z językiem? Ten nasz nie daje dużego pola do manewru – nawet w dorosłym życiu narządy określamy medycznie, wulgarnie albo infantylnie. Czy w rozmowie z kilkulatkiem możemy używać eufemizmów typu „brzoskwinka”, zamiast „pochwa”, „wagina”?
Można tak mówić i warto też przy okazji rozmawiać z dziećmi o tym, jakich określeń używamy w domu, a jakich będzie używał lekarz. Podobnie jest z kupką i siusiu.

Gdy padnie pytanie „skąd się wzięłam/wziąłem?”, jak przykładowo moglibyśmy odpowiedzieć?
Dużo jest sposobów mówienia dzieciom prawdy bez anatomicznych wywodów. Na przykład: „Mamusia i tatuś bardzo się kochali i pragnęli, żebyś się pojawiła na świecie. Przytulali się mocno i tatuś dał mamusi nasionko, które połączyło się z takim małym jajeczkiem w mamy brzuszku. Wtedy zaczęłaś tam rosnąć, aż się pojawiłaś – gdy mamusia cię urodziła”. Na początku to w zupełności wystarczy. Potem oczywiście pojawią się pytania, którędy to wszystko się działo – możemy więc wytłumaczyć, że „nasze ciała są wyposażone w odpowiednie organy, mama i tata już takie mają, a tobie dopiero urosną, jak będziesz dojrzewać”.

Sprawa komplikuje się, gdy z pytaniami dziewczynki mierzy się ojciec. Przyjaciel opowiadał mi ostatnio, jak jego 5-letnia córka, oglądając swoje zdjęcia z wakacji, pokazała mu to, na którym była goła i zapytała: „Tatusiu, ładną mam cytrynkę? Podoba ci się?”. Tatuś nie wiedział, co odpowiedzieć…
Porusza pani ważne zagadnienie, zwane w psychologii kompleksem Edypa. Otóż mała 5-latka jest istotą seksualną, jej seksualność jest w fazie rozwoju od urodzenia. Odkryła już czym różni się od taty i sprawdza teraz, jakie to robi na nim wrażenie. Wie, że mama jest podobna do niej i wchodzi z nią w rywalizację o tego najważniejszego dla niej na tym etapie mężczyznę. Wiele dziewcząt w tym okresie, jeśli może pozwolić sobie na ujawnianie uczuć, wchodzi na ścieżkę wojenną z mamą i deklaruje chęć poślubienia taty. Analogicznie jest z chłopcami i mamą.

To wielkie zadanie dla ojca – budować w córce poczucie własnej, kobiecej wartości i siły.

Od tej reakcji na cytrynkę zależy, czy córka zrozumie, że ma coś cennego, godnego zachwytu, czy poczuje się odrzucona, nieakceptowana w swej dziecięcej postaci.

Jednak rozumiem tę konsternację ojca, któremu trudno jest komplementować narządy swojej małej córki…
Ja również i co ciekawe, córka pewnie też. Ona już testuje swoją kobiecość, to, czy działa na mężczyzn. Zadaniem taty jest dać jej takie poczucie i wygląda na to, że zawstydzenie pani przyjaciela mogło pełnić taką funkcję. Mógłby jej też powiedzieć, że całe jej ciało jest zachwycające i jest dla niego cudem, chociaż akurat cytrynka jest obszarem intymnym, który jest zarezerwowany dla niej samej. On, jako jej tata – chłopak, mąż mamy – czuje się tym nieco zawstydzony.

Myślę, że uczciwe postawienie sprawy zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Jednocześnie mała może dowiedzieć się, że tata jest nią zachwycony, kocha ją i zawsze będzie ją kochał, ale nie ożeni się z nią, bo pozostaje w związku z mamą.

Przy okazji dodam, że lepiej unikać fotografowania nagich dzieci, a już zwłaszcza prezentowania takich zdjęć na portalach społecznościowych. Uważam też, że każde dziecko powinno wiedzieć i mieć powtarzane, że nikomu nie wolno oglądać ani dotykać jego intymnych miejsc bez jego zgody, poza lekarzem i rodzicami, jeśli wymaga tego sytuacja związana z higieną. Chociaż warto też, by dzieci jak najszybciej dbały o te części ciała samodzielnie.

Jak to jest z naszą nagością – powinniśmy przed dziećmi zakrywać swoje ciała?
W tym względzie nie ma żadnego uniwersalnego wzorca. Jak wiemy są kultury, w których nagość jest oczywista, tak jak u nas ubranie i nikt nie zauważył, żeby komuś działa się tam krzywda z tego powodu. W Europie rozpiętość zachowań w tym względzie też jest ogromna. Myślę, że my na tym tle jesteśmy szczególnie wstydliwym narodem. Pamiętam, jak z trudem tłumaczyłam kiedyś koleżance z Francji, dlaczego Polki na basenie biorą prysznic w kostiumach kąpielowych. Nie mogła zrozumieć, że się wstydzą i ja też dotąd nie mogę (śmiech).

Joanna Lessing-Pernak
Psycholog dziecięcy z kilkunastoletnim doświadczeniem, doktor nauk humanistycznych w zakresie psychologii, superwizor psychologii klinicznej dziecka (certyfikat nr 41 wydany przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne), hipoterapeuta z licencją MSiT, szeryf praw dziecka UNICEF, laureatka Medalu Komisji Edukacji Narodowej.

Tekst publikowany był w miesięczniku
Miasta Kobiet, wydawanym przez Express Media/Polska Press Grupę.